Kajfasz zarzut religijny wobec Jezusa przekuł na polityczny. Wprost zagroził Piłatowi, że odmowa wyroku śmierci na Jezusa, będzie oznaczała nieprzyjaźń wobec cezara. Jednocześnie cały Sanhedryn publicznie oświadczył, że ich królem jest Tyberiusz, więc złożył deklarację lojalności. Oskarżenie Piłata o brak tej ostatniej było dla niego równoznaczne z końcem kariery a może i życia. Pół biedy, jeśli tylko własnego, ale równie dobrze mogło to dotyczyć całej rodziny.
Po zakończeniu nocnego przesłuchania przed Sanhedrynem, następne godziny Jezus spędził wtrącony do jednej z pustych cystern na wodę, których sporo było wówczas w Jerozolimie, zapewne przy świątyni. Co ciekawe, miejsca tego nie odkryto. Może dlatego, że według innych wyliczeń Jezus został zaprowadzony prosto sprzed Sanhedrynu do Piłata. Wiadomo, że było to o godzinie 6-tej rano. Gdzie dokładnie? Św. Jan pisze o „pretorium”, co oznaczało namiot rzymskiego generała, stąd przyjmuje się, że Jezus został zaprowadzony do twierdzy Amtonia, gdzie mieścił się rzymski garnizon. Tu właśnie zaczyna się Via Dolorosa
– Droga Krzyżowa, którą przechodziły miliony chrześcijan odwiedzających Jerozolimę. Amerykańscy archeolodzy twierdzą natomiast, że Piłat prawdopodobnie zatrzymał się w pałacu Heroda (na co dzień urzędował w Cezarei Nadmorskiej, gdzie było bardziej luksusowo niż w Jerozolimie). Są przekonani, że pałac ten znajdował się w pobliżu zachodniej bramy miasta. Dziś jest tu tzw. Cytadela Dawida i więzienie z czasów imperium osmańskiego.
Herod
Tak czy inaczej, kapłani nie weszli do środka, gdyż wówczas staliby się nieczyści. Piłat, chcąc nie chcąc wyszedł więc do nich, pytając z czym przychodzą. Ewangelie podają też ciekawy szczegół – przed wikłaniem się w tę sprawę przestrzegała Piłata także małżonka, którą dręczyły złe sny na ten temat. Piłat jak wielu Rzymian był człowiekiem przesądnym, zapewne dobrze znał historię Juliusza Cezara i wróżby dotyczącej Id Marcowych, więc uległ podpowiedziom żony. Sprawą Jezusa zajmować się nie chciał, a ponieważ Galilea, z której On pochodził, podlegała Herodowi, odesłał Go do Heroda. Herod, który o Jezusie słyszał, także nie miał ochoty na proces. Nie zobaczywszy spodziewanego cudu, nie uległ żądaniom kapłanów (czym zaskarbił sobie łaski Piłata), Jezusa wyśmiał, możliwe, że uznał za niegroźnego wariata i odesłał Piłatowi.
Biczowanie
Po godzinie 10-tej Jezus został ponownie przyprowadzony do Piłata. Ten nie stwierdził, żeby oskarżony zasługiwał na śmierć – ot, jeszcze jeden filozof, w dodatku z takich, co to po ich wysłuchaniu nikt za broń nie chwyci, więc dla Rzymu – niegroźny. Możliwe, że Jezus zrobił nawet na prokuratorze wrażenie. Mówił niewiele, co sprawy nie ułatwiało, a wręcz komplikowało, biorąc pod uwagę, że zgodnie z rzymską zasadą procesową milczący przyznawał rację oskarżeniu. Ten jednak – w oczach Piłata – galilejski wieśniak rozmawiał z nim jak równy z równy, poruszając filozoficzne kwestie. Prokurator stwierdził więc, że wystarczy, jeśli tego „filozofa” każe wychłostać. To może tłumaczyć okrucieństwo biczowania, jakiemu został poddany Jezus. Rzymianie chłostali flagrum, biczem z rzemieni, na końcu których wplatali haczyki, ołowiane kulki lub ostre kostki baranie. Uderzenie nim wyrywało kawałki ciała, a po większej ilości razów, robiło rany aż do kości. Taka chłosta stanowiła część kaźni krzyża (chodziło o osłabienie skazanego), ale w tym przypadku miała ją zastąpić. Rzymscy żołnierze zdawali sobie sprawę, że taka chłosta może zabić, więc biczując Jezusa, omijali podbrzusze i okolice serca. Wiedzieli też, z kim mają do czynienia, więc zrobili sobie dodatkową rozrywkę ze swojej roboty – założyli Jezusowi „koronę”, a właściwie – „czepiec” z cierni, wyśmiewając Go jako „króla Żydów”. Niewykluczone, że Piłat ujrzawszy rezultat biczowania, sam był zszokowany, ale było już za późno.
Gdzie?
Około godziny 11-tej Piłat wyszedł ponownie poza pretorium i zasiadł, jak pisze św. Jan na trybunale, na miejscu Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata (J 19, 13). Greckie słowo oznacza kamienną posadzkę lub rodzaj bruku, hebrajskie – wzniesienie. Musiało to być więc miejsce publiczne, dobrze widoczne, gdzie kapłani z Sanhedrynu mogli przyprowadzić swoich zwolenników. Kapłani w większości należeli do stronnictwa saduceuszy, walczących z Rzymem wszelkimi sposobami i zadbali by przed pretorium stawili się właśnie tacy ludzie. Kajfasz i członkowie Sanhedrynu wciąż domagali się śmierci krzyżowej Jezusa. To pokazuje ich nienawiść, Rzymianie bowiem stosunkowo rzadko skazywali Żydów na ten rodzaj śmierci. Była to kara tak okrutna, że w zasadzie podlegali jej tylko niewolnicy i najciężsi zbrodniarze, zakazana prawem była np. dla obywateli rzymskich. Jednocześnie Kajfasz nie mógł nic wskórać oskarżeniami, że Jezus w świetle żydowskiego prawa zasłużył na śmierć, to prawo bowiem Piłata nic nie obchodziło i wykorzystałby każdą okazję, żeby to podkreślić.
Dlaczego?
Piłat nie znosił Sanhedrynu, pamiętając, że miał już przez Żydów sporo kłopotów i chętnie by dokuczył znienawidzonemu Kajfaszowi. Miał jednak związane ręce. Wcześniejszy konflikt z Piłatem (poszło o złote tarcze – najpierw z wizerunkiem zwierząt, czego zakazywało prawo żydowskie, potem z imieniem cesarza Tyberiusza Piłat polecił zawiesić w swej jerozolimskiej siedzibie, co spotkało się z gwałtownym protestem Żydów), zakończył popadnięciem prokuratora w niełaskę Tyberiusza, o czym Kajfasz świetnie wiedział. Pozycja Piłata nie była więc mocna. To dlatego Kajfasz zarzut religijny wobec Jezusa przekuł na polityczny. Wprost zagroził Piłatowi, że odmowa wyroku śmierci na Jezusa, będzie oznaczała nieprzyjaźń wobec cezara. Jednocześnie członkowie Sanhedrynu publicznie oświadczyli, że ich królem jest Tyberiusz, więc złożyli deklarację lojalności. Oskarżenie Piłata o brak tej ostatniej było dla niego równoznaczne z końcem kariery a może i życia. Pół biedy, jeśli tylko własnego, ale równie dobrze mogło to dotyczyć całej rodziny.
Wyrok
Przed południem Piłat podjął więc ostatnią próbę uratowania Jezusa – odwołania się do tłumu. Zgodnie ze zwyczajem mógł uwolnić więźnia. W więzieniu miał jednego – Barabasza. Ewangelie piszą, że był on zabójcą i zbrodniarzem, ale i znacznym więźniem. Prawdopodobnie był saduceuszem, być może przywódcą jakiejś znacznej grupy partyzanckiej lub sprawcą jakiegoś wtedy – spektakularnego zamachu. Niektóre źródła podają, że na dziedzińcu pogan jerozolimskiej świątyni zasztyletował rzymskiego żołnierza. Piłat nie docenił sprytu Kajfasza, który zadbał o obecność przed pretorium właśnie saduceuszy. A ci dokonali wyboru. Jego zlekceważenie mogło doprowadzić do zamieszek, co było widać gołym okiem. Piłat do końca zdawał sobie sprawę, że na okrutną śmierć skazuje niewinnego. To dlatego teatralnym gestem umył ręce, przerzucając krew skazanego na tych, którzy zażądali wyroku śmierci, a oni tę krew, czyli odpowiedzialność za zbrodnię – na siebie zaciągnęli. Ok. godziny 11-tej proces był zakończony i pozostało wykonanie kary.
Co potem?
Co stało się Piłatem? Nie wiadomo. Informacje, że popełnił samobójstwo dręczony wyrzutami sumienia, pochodzą z IV wieku. Z urzędu został odwołany na przełomie 36 i 37 roku po kolejnym konflikcie w podległej mu prowincji, tym razem z Samarytanami. Sprawę miał osobiście wyjaśnić przed Tyberiuszem, więc jadąc do cesarza, mógł spodziewać się wszystkiego. Zimą jedynym sposobem dostania się do Rzymu była droga lądowa przez Azję, Mniejszą i taką podróż Piłat odbył. Niewykluczone zresztą, że wcale się nie śpieszył. Zanim dotarł na miejsce, Tyberiusz przeniósł się już w zaświaty. Jego następca, Kaligula skazał na śmierć lub zmusił do samobójstwa wielu rzymskich patrycjuszy i „rycerzy” (z tego stanu pochodził Piłat), ale nie było wśród nich prokuratora, który skazał Jezusa.