Pompowanie kolejnych dziesiątków miliardów złotych w gospodarkę nie ma już większego sensu. Nadchodzi gorsza koniunktura, której trzeba przeciwdziałać zmniejszeniem obciążeń fiskalnych.
Pomimo uchwalenia rekordowych programów pomocowych praktycznie we wszystkich krajach świata, stan gospodarki pozostawia wciąż wiele do życzenia. W Polsce wartość wszystkich transz tarczy antykryzysowej osiągnęła już 312 mld zł, co stanowi rekord w najnowszej historii naszego kraju. Jeszcze nigdy na wychodzenie z jakiegokolwiek kryzysu nie przeznaczono tak ogromnych sum.
Najłatwiej wydawać cudze
Wedle znanego i często przytaczanego schematu efektywność wydawania pieniędzy zależy od tego, do kogo one należą i kto je ostatecznie wydaje. Najbardziej skrupulatnie liczymy własne oszczędności, a najbardziej beztrosko jesteśmy skłonni wydać środki, które nie należą do nas. Pomoc publiczna ma niestety to do siebie, że bardzo sprzyja nieefektywnemu wykorzystywaniu dostępnych zasobów.
Świadkami tego jesteśmy w ostatnich miesiącach. Bezprecedensowość tarczy antykryzysowej polega m.in. także na tym, że jeszcze nigdy wydawaniu tak ogromnych sum nie towarzyszyła tak wielka dowolność w zakresie tego, na co mają zostać przeznaczone. Firmy, instytucje i osoby prywatne zostały wręcz zalane środkami finansowymi. Wielu z nich otrzymanie zastrzyku pieniężnego umożliwiło przetrwanie kryzysowych chwil, lecz nie brakuje także firm i osób, dla których pomoc finansowa była w gruncie rzeczy zbyteczna.
Środki z tarczy rozdawano najczęściej z pominięciem jakichkolwiek procedur poza koniecznością wypełnienia krótkiego wniosku. Dziś wiadomo już, że stosowanie tego typu metod pomocy publicznej musi jak najszybciej ustać, gdyż dług publiczny przekroczy lada chwila próg 60 proc. PKB.
Wedle oficjalnych danych polska gospodarka skurczy się w 2020 roku w stopniu mniejszym niż w przypadku innych krajów (ostatnio mówi się o spadku PKB o ok. 4,3 proc.). Zdaniem rządzących daje to podstawy do myślenia, że Polska nie potrzebuje żadnych szczególnych bodźców do rozwoju, gdyż już w przyszłym roku powrócimy na ścieżkę przyzwoitego rozwoju gospodarczego. W tezę tę można jednak co najmniej wątpić, gdyż z całego świata docierają informacje o tym, że gospodarkę czekają niemałe problemy. Zapowiadane redukcje zatrudnienia, słabnący popyt, kumulacja niewypłacalności i bankructw czy też totalna zapaść w niektórych branżach (jak choćby lotniczej) sugerują, że wypracowanie wzrostu gospodarczego może być znacznie utrudnione. Polska gospodarka nie jest odizolowaną wyspą i na jej kondycję ogromny wpływ ma także stan gospodarek największych partnerów handlowych.
Niższy CIT, ten sam VAT
Jak do tej pory rząd zaproponował niezwykle skromny zestaw propozycji, które mogłyby pomóc w dynamicznej odbudowie strat. Flagowym projektem ostatnich tygodni stał się tzw. estoński CIT, który ma przynieść wzrost poziomu inwestycji, zwiększyć zatrudnienie i napędzić rozwój małych i średnich przedsiębiorstw. Według nowych zasad firmy nie będą musiały płacić podatku dochodowego tak długo, jak wypracowany zysk przeznaczać będą na rozwój działalności.
Drugą z istotnych zmian miała zapewnić nowa matryca podatku VAT. Zapowiadana od wielu miesięcy miała wejść w życie już w marcu, lecz koronawirus odroczył jej inaugurację. Choć wprowadza ona pewne uproszczenia w naliczaniu i klasyfikacji stawek, nie wiąże się z nią żadna istotna obniżka stawek. Podczas gdy praktycznie na całym świecie państwa tną stawki VAT próbując ratować poszczególne branże (głównie turystyczną i gastronomiczną, choć niekiedy także motoryzacyjną), w Polsce uznano najwidoczniej, że nie ma większej potrzeby dokonania czegoś analogicznego. Choć specjalny apel do rządu wystosowali m.in. restauratorzy, politycy pozostają wciąż niemal głusi.
O krok od przegrzania?
Z wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Finansów w ostatnim czasie można było wywnioskować, że powstrzymywanie się od zmian redukujących obciążenia fiskalne dla przedsiębiorców w minionych latach wynikało z obawy o możliwość przegrzania gospodarki. Zgodnie z tym Polska miała się znajdować u samego szczytu koniunktury i dlatego tworzenie zachęt do rozwoju firm mogłoby potencjalnie zaszkodzić gospodarce choćby ze względu na to, że brakowało faktycznie rąk do pracy. Głoszący takie opinie zapominają, że z Polski w ciągu ostatnich lat (szczególnie po przystąpieniu do Unii Europejskiej) wyjechało kilka milionów osób, które potencjalnie mogłyby tu wrócić, gdyby tylko mogły znaleźć lepszą i prestiżową pracę.
Wszyscy emigranci zarobkowi mogliby wrócić do kraju szczególnie teraz, gdy gospodarki zachodnie znalazły się w kryzysie. Mogliby, lecz zapewne tak się nie stanie, ponieważ najważniejsi decydenci w zakresie gospodarki nie zamierzają najwyraźniej o nich w ogóle zabiegać. Kryzys gospodarczy daje zawsze okazję do przeprowadzenia głębokich zmian, które trudno przeprowadzić na co dzień. Takiej okazji, jaka nadarza się obecnie, może później nie być bardzo długo. Tym bardziej że nawet Komisja Europejska wyraziła zgodę na czasowe obniżenie podstawowych składek VAT.
Wydaje się, że rządzących o wiele bardziej zadowala status quo, polegający na tym, że Polska pozostaje wciąż swego rodzaju ziemią obiecaną dla międzynarodowych korporacji, odprowadzających z tytułu prowadzonej przez siebie działalności najczęściej symboliczne podatki. To właśnie na nie liczy najbardziej ekipa dobrej zmiany w kontekście kryzysowej odbudowy, ponieważ rodzimym przedsiębiorcom nie zaproponowano żadnych strukturalnych i systemowych rozwiązań. Tarcza antykryzysowa sprowadziła się wyłącznie do podtrzymania popytu w kryzysowych miesiącach, lecz w dłuższej perspektywie ma dość marginalne znaczenie.
Do działania rząd zmobilizuje być może dopiero kiepska kondycja gospodarcza nadchodzących miesięcy. Na całym świecie wpompowano w gospodarkę ogromne sumy, lecz ten skoordynowany akt finansowej reanimacji jak na razie nie spowodował wielkiego odbicia. Nadzieje w kręgach rządzących budzi zapewne perspektywa wykorzystania środków z nowego unijnego budżetu na lata 2021-2027. Na unijnych funduszach nie sposób jednak zbudować nowoczesnej, innowacyjnej gospodarki. Na prawdziwy rozwój pracują rodzime firmy, oferujące produkty doceniane na całym świecie. Niestety, nadal brak rozwiązań prawnych i podatkowych, które znacząco ułatwiałyby im działalność.
Autor: Jakub Wozinski, cały tekst został opublikowany w „Gazecie Finansowej”.
